Piątek okazał się być dniem przełomowym, choć na początku nic tego nie zwiastowało.
Obudziłem się z dobrym samopoczuciem, wynikającym z obecności drugiego ciała w moim łóżku, do którego byłem przyciśnięty maksymalnie. Cody jeszcze spał, jednak pozwoliłem sobie na studiowanie palcami faktury jego twarzy oraz klatki piersiowej. Nie potrafiłem uwierzyć, że tak wielkie szczęście spotkało właśnie mnie.
Po kilku minutach surfer poruszył się nie spokojnie, aż w końcu mogłem zmierzyć się z pięknym kolorem jego oczu.
– Dzień dobry, kochanie – mruknął niskim, porannym głosem, składając mi na policzku pocałunek.
Zamiast odpowiadać, przytuliłem się do niego jeszcze mocniej, uważając na zagipsowaną rękę. Blondyn zachichotał i oplótł mnie ramionami.
– Słodka przylepa – szepnął mi do ucha.
Naszą sielankę przerwał Dylan, wchodząc bez pukania do pokoju. Nie speszył się zbytnio, gdy zobaczył nas razem w takiej pozycji. Bez skrępowania ziewnął przeciągle i usiadł na skraju materaca.
Schowałem twarz w szyi mojego chłopaka, mówiąc prosto w jego skórę:
– Idź sobie, proszę.
Cody zachichotał, głaszcząc mnie powoli po włosach, jednak on zwrócił się do Dylana nieco milej:
– Co się stało, że jesteś na nogach o tak wczesnej porze?
– Mama poprosiła mnie, bym wam przekazał – zaczął. – Planuje zrobić dzisiaj typowe pranzo, chce zaprosić wszystkich swoich znajomych.
W końcu podniosłem się z zainteresowaniem. Od czasu do czasu nasza rodzicielka organizowała takie wieczorki. Spotykaliśmy się wtedy w lokalnej restauracji, gdzie jedliśmy obiad, rozmawialiśmy, a w późniejszych godzinach można było napić się alkoholu i potańczyć.
– Kto ma przyjść? - spytałem, obawiając się odpowiedzi.
Dylan skrzywił się.
– Tak, zaprosiła Deana i jego rodzinę, jeśli o to pytasz – odpowiedział. – Ale za to będziesz miał przy sobie swojego księcia z bajki.
Mój brat mrugnął okiem do Cody'ego, po czym kazał nam wstawać i wyszedł z pomieszczenia.
– Mam złe przeczucia – przyznałem, ponownie chowając się w ramionach Blondyna.
– Nie zostawię cie samego, nie musisz się o nic martwić – mruknął, po czym zaczął składać drobne pocałunki na mojej szyi.
Zamknąłem ponownie oczy, starając się czerpać najwięcej przyjemności z pieszczoty, jednak ziarno obawy zostało zasiane w moim sercu. Bałem się Deana. Wiedziałem jak bardzo porywczy i nieobliczalny może być. Nikt by się tego po nim nie spodziewał. Jego rodzice uważali go za ideał, wychwalając jego osiągnięcia na prawo i lewo. Nie dostrzegali tego jaki był naprawdę.
– Przyniosę ci śniadanie – szepnął mi do ucha Surfer.
Chwilę później mogłem w całej okazałości zobaczyć Cody'ego, który musiał przejść przez pół pokoju, by dostać się do swoich ubrań. Zagwizdałem cicho pod nosem, na co roześmiał się i zaczął ostentacyjnie wyginać swoje ciało.
Na szczęście wrócił szybko, dzięki czemu nie utonąłem wraz z moimi myślami zbyt głęboko. Jednak, nie przyszedł sam. Wraz z nim do pokoju wszedł Ryan, przez co zawstydziłem się od razu. Nie miałem na sobie nic, dlatego było to dla mnie ekstremalnie niezręczne.
Cody widząc to, rzucił mi swoją koszulkę, która do tej pory leżała na podłodze i zachichotał pod nosem.
– Wybacz pięknisiu, nie spodziewałem się tego – zaśmiał się Ryan, siadając po turecku na skraju łóżka.
Blondyn postawił talerz z małymi naleśnikami na środku materaca, dzięki czemu mogliśmy wszyscy razem jeść.
Ubrałem szybko materiał i wziąłem się za jedzenie.
– Słyszałem, że idziemy wieczorem na imprezę – zagadnął mój przyjaciel, poprawiając palcami perfekcyjne włosy.
– Mówisz, jakbyś był ich fanem... – powiedziałem, patrząc na niego przelotnie.
Brunet zazwyczaj całe dnie spędzał w swoim domu, co w sumie nie było dziwne. Nie miał wielu znajomych, chociaż jakby chciał, mnóstwo osób stanęłoby za nim murem. Nie tylko ze względu na wygląd, ale także charakter. Był oddanym przyjacielem i przykładną osobą.
Ryan wywrócił oczami i zwrócił się do Cody'ego:
– Co powiesz na krótki wypad na stok?
Surfer spojrzał na mnie, szukając aprobaty. Uśmiechnąłem się do niego i kiwnąłem lekko głową.
– To dobry pomysł. Ja i tak muszę nadrobić materiał z wykładów – powiedziałem, po czym zgarnąłem kolejnego naleśnika.
– W takim razie, czemu nie – odpowiedział Ryanowi, po czym zaczęli ustalać kolejne punkty działania.
W połowie rozmowy do pokoju znów wpadł Dylan i dołączył się do ich pomysłu, zapewniając, że zabierze ze sobą również Jordana.
Wyszli kilkanaście minut później. Cody obiecał, że po skończonej zabawie od razu do mnie przyjdzie, co sprawiło, że czułem małe trzepocące motylki w moim brzuchu. Był taki kochany i czuły, że niemal nie potrafiłem się do tego przyzwyczaić.
Podczas gdy chłopcy zjeżdżali po włoskich stokach, ja ułożyłem się wygodniej na łóżku i włączyłem komputer. Notatek nie było dużo, jednak to nie sprawiło, że się nudziłem. Po skończeniu przyswajania nowego materiału, włączyłem kolejny odcinek Supernatural, który pomógł mi w uwolnieniu się od nieprzyjemnych przemyśleń.
Od czasu do czasu lubiłem obejrzeć jakiś serial, choć byłem beznadziejny w ich oglądaniu. Zdarzało się, że powracałem do jakiejś serii po półrocznej lub rocznej przerwie. Regularne sesje z tą samą fabułą nie należały do moich mocnych stron.
Gdzieś w połowie odcinka przymknąłem oczy i postanowiłem się zdrzemnąć chwilkę.
Obudziło mnie delikatne łaskotanie na policzku. Starałem się odtrącić natręta ręką, jednak Cody jedynie się zaśmiał i dalej sunął opuszkami palców po mojej skórze.
– Wstawaj, piękny – mruknął, przejeżdżając zimnym nosem po mojej szyi.
Przetarłem oczy i uśmiechnąłem się leniwie do młodszego chłopaka. W końcu wygramoliłem się z łóżka, z niemała pomocą. Zeszliśmy na dół, by móc zjeść w spokoju obiad. Tym razem siedzieliśmy przy stole razem - Ja, Cody, Jordan, Ryan, Dylan oraz jedyna, godna reprezentantka kobiet - Jen, która przyszła wcześniej, przed rozpoczęciem się wieczornego spotkania.
Przyjemnie było jeść posiłek w takim gronie. Ryan cały czas rozmawiał z Jordanem i Codym, Dylan był skupiony na Jenny, a ja siedziałem cicho przysłuchując się rozmowom. Nie czułem się niekomfortowo, wręcz przeciwnie. Odnalazłem swoje małe miejsce na świecie, tu, właśnie przy tym stole.
Nawet kpiące spojrzenia Deana z naprzeciwka nie mogły mi zepsuć dobrego humoru. Od czasu do czasu mój chłopak pochylał się, by złożyć pocałunek lub dwa na moim policzku.
Gdy już wszyscy byliśmy najedzeni, postanowiliśmy pójść na krótki spacer, a potem zrobić sobie małe zawody w fife. Przy zdawaniu relacji z poprzedniego wieczoru wyszło, że większość grupy już dawno nie grała na konsoli, dlatego postanowiliśmy to nadrobić.
Podczas przechadzki rzucaliśmy się śnieżkami, śmialiśmy się i cały czas dokazywaliśmy. W pewnym momencie nawet Cody wziął mnie na barana i niósł przez drogę powrotną, gdyż nadal byłem śpiący. Widząc to, Jen zaczęła marudzić Dylanowi, że także chciałaby być przez niego tak traktowana, jednak nie były to wyrzuty. Określił bym to bardziej jako romantyczne przekomarzanie. Byli dobraną parą, więc byłem pewny, że nie mają do siebie pretensji o takie błahostki. Dziewczyna należała bardziej do męskiego grona. Nie przepadała za długimi zakupami, szpilkami i tymi wszystkimi "dziewczyńskimi sprawami".
Ryan z Jordanem również nie pozostali cicho. Podczas gdy drugi opowiadał otwarcie o swojej drugiej połówce, która musiała zostać w Anglii, Ryan śmiał się, że jest jedynym singlem w grupie, dlatego to on zgarnie wszystkie dziewczyny na wieczornej "imprezie".
Wróciliśmy do domu w dobrych humorach, który nie mijał przez resztę popołudnia. Przynieśliśmy przekąski oraz piwo, które pił, Dylan i Jordan. Nie przepadałem za tego rodzaju napojami, co reszta uszanowała.
Włączyliśmy konsole i rozwaliliśmy się na kanapie przed telewizorem. Cóż, niektórzy siedzieli na kanapie. Wraz z Cody'm ułożyliśmy się na ziemi. Ja - tak jak wcześniej - pomiędzy jego nogami, podczas gdy on opierał się o mebel.
Spędziliśmy ponad dwie godziny grając tylko w piłkarską symulacje. Co ciekawe, ostatecznie mistrzostwo zdobyła Jen, bijąc wszystkich pozostałych na głowę. Zawsze była dobra w sportach, dlatego nie zdziwiło mnie to tak bardzo jak powinno, jednakże reszta była pod niemałym wrażeniem.
W końcu nadszedł moment, w którym musieliśmy się zacząć przygotowywać do wyjścia. Cody wraz z Jordanem i Ryanem poszli do swoich pokoi, by móc się przebrać. Jen miała ze sobą torbę z wybranym strojem. Szkoda, że nie pomyślałem o tym wcześniej... Stałem przed szafą i kompletnie nie wiedziałem co na siebie włożyć. Nie mogłem postawić na coś super eleganckiego, gdyż nie mogłem założyć koszuli. Ostatecznie zdecydowałem się na brązową koszulkę w serek, sweter oraz luźne dżinsy, co sprawiało, że wyglądałem na luzie i adekwatnie do sytuacji.
Mój brat postanowił bardziej się wystroić, co nie omieszkałem skomentować, gdy pomagał mi ubierać koszulkę. Było to trochę niezręczne, jednak nie potrafiłem się sam do końca ubrać. Z założeniem butów też miałem problem, ale na szczęście Dylan nie miał problemu, by mi w tym pomóc.
Po pół godzinie schodziliśmy wszyscy na dół, gdzie już czekała na nas nasza mama. Zwykle przyjeżdżaliśmy wcześniej do restauracji, by móc każdego powitać w drzwiach. Tym razem było tak samo, jednak zabrałem ze sobą również Ryana oraz Cody'ego. Jordan chciał zostać dłużej w pokoju, gdyż rozmawiał ze swoją dziewczyną na skype.
Zapakowaliśmy się razem do auta, Dylan i Jen z przodu, a ja z moim chłopakiem i przyjaciel z tyłu. Przez złamaną rękę było mi strasznie niewygodnie, jednak nie chciałem się skarżyć. Na szczęście podróż nie trwała tak długo.
Zaparkowaliśmy pod lokalną restauracją, gdzie już była moja mama, która przyjechała swoim autem. Weszliśmy razem do środka. Właścicielka przywitała nas w progu. Zawsze cieszyła się, gdy nas widziała, tym razem było tak samo.
Wnętrze było ładnie ozdobione, z przepychem, jak wszystko we Włoszech. Cała restauracja była zarezerwowana dla nas, dlatego grupą wybraliśmy jedną z lóż, która była bardziej oddalona od innych. Dodatkowo, było dość blisko do szwedzkiego stołu oraz baru, z którego mogliśmy w każdym momencie skorzystać.
Spędziliśmy czas głównie na rozmawianiu i komplementowaniu okolicy, aż w końcu przyjechała reszta gości.
Z daleka mogłem zobaczyć Deana i jego cwany uśmieszek na ustach. Od razu zrobiło mi się słabo. Tak bardzo nie chciałem go widzieć. Złe wspomnienia przesiąknęły moje myśli, dlatego maksymalnie wtuliłem się w ciało Cody'ego, który siedział obok mnie. Chłopak zauważył, że coś jest nie tak. Przygarnął mnie do siebie bliżej, zamykając w swoich ramionach. Trwaliśmy tak przez pewien czas, dzięki czemu skupiłem się jedynie na jego zapachu i tym cudownym uczuciu, którym było dotykanie jego skóry.
Surfer pochylił się i pocałował mnie opiekuńczo w czoło, przejeżdżając jedną z dłoni po moim policzku.
– Awww. Czyż nie są uroczy – powiedział Dylan, wpatrujący się w nas z sympatycznym uśmiechem.
Zamiast odpowiedzieć jeszcze bardziej przycisnąłem się do blondyna, na co cały stolik zachichotał.
– Kocham to, że potrzebujesz tyle czułości – mruknął mi do ucha Cody, na co zarumieniłem się wściekle.
Słowo kocham zawsze miało dla mnie duże znaczenie, szczególnie, gdy łączyło się jej z cie. Wiedziałem, że jest na to zdecydowanie za wcześnie, ale w głowie pojawiła mi się wizja przystojnego Blondyna, który w towarzystwie jakichś ładny kwiatów i kolacji, mówi, że mnie kocha.
Później wszystko było w porządku. Zjedliśmy kolacje, rozmawiając ze sobą i spędzając miło czas. W pewnym momencie moi towarzysze sięgnęli po alkohol, czego ja nie mogłem zrobić, ze względu na zażywane leki przeciw bólowe. Ryan zaoferował, że również niczego nie wypije i poprowadzi później samochód.
W pewnym momencie Cody poprosił mnie do tańca. Na początku byłem trochę spięty, ale gdy kolejne pary zaczęły do nas dołączać, odprężyłem się. Ułożyłem jedną rękę na jego karku, podczas gdy ramiona Blondyna oplotły moją talie. Kiwaliśmy się spokojnie do taktu, oddziałując na swoje ciała. Nigdy nie byłem wielbicielem tańca, jednak ten rodzaj mogłem zaakceptować. Było miło i słodko.
Po skończonej piosence przeprosiłem chłopaka i udałem się do łazienki. Chciałem trochę ochłonąć i pooddychać, gdyż ból w ręce naglę się zwiększył. Oparłem się jedną dłonią o umywalkę i wpatrzyłem się w lustro. Moje włosy były rozczochrane, a policzki zaróżowione. Uśmiechnąłem się do siebie lekko. Policzyłem do dziesięciu i ruszyłem w stronę drzwi.
Niestety nie udało mi się przez nie przejść. W chwili gdy chciałem chwycić za klamkę, drzwi otworzyły się z wielką siłą, uderzając mnie i popychając na sąsiednią ścianę. W progu pojawił się Dean, uśmiechając się cwanie, jak zwykle.
Nie zamierzał mnie przeprosić, choć moje zdrowe ramie porządnie ucierpiało. Zamiast tego, wymruczał tylko szyderczo:
– No, no, no... Kogo my tu mamy... Nasza mała dziwka.
Nie zareagowałem na zaczepkę, chciałem po prostu znaleźć się jak najszybciej przy Cody'm. Co prawda słowa Deana raniły, jednak już nie w takim stopniu jak za czasów naszego związku.
Próbowałem go wyminąć, ale chłopak stanął w progu i zachichotał mrocznie.
– Pasuje ci to, prawda? Nigdy nie wstydziłeś się tego kim jesteś. Od początku byłeś nic nie wartą małą szmatą, która chciała wskoczyć do łóżka pierwszemu lepszemu facetowi, czyż nie? – powiedział, podchodząc do mnie coraz bliżej.
Automatycznie cofałem się z każdym jego krokiem, aż natrafiłem plecami na ścianę. Mężczyzna uniósł rękę i dotknął ją mojego policzka, gładząc go i klepiąc. Odsuwałem się głową, jednak nie mogłem nic więcej zrobił. Przygwoździł mnie swoim ciałem.
W moich oczach zebrały się łzy. Próbowałem go odepchnąć, jednak był dużo silniejszy ode mnie.
– Proszę, zostaw mnie – powiedziałem płaczliwie.
Nie obchodziło mnie już na jakiego wyjdę w jego oczach. Miałem gdzieś jego zdanie. Chciałem już być w bezpiecznych ramionach Cody'ego.
Dean zaśmiał się i przejechał kciukiem po mojej dolnej wardze. Pojedyncze łzy zaczęły swobodnie spływać po moich policzkach, a ciałem wstrząsnął szloch.
Opiekuńczo zasłoniłem złamaną rękę tą zdrową, czekając na jego kolejny ruch. Byłem mu całkowicie poddany. Poczułem się jak za czasów, gdy byliśmy razem. Ciągły strach, niepewność, poczucie bezsilności. Wydawało mi się, że jestem malutkim dzieckiem w obliczu potwora.
Opiekuńczo zasłoniłem złamaną rękę tą zdrową, czekając na jego kolejny ruch. Byłem mu całkowicie poddany. Poczułem się jak za czasów, gdy byliśmy razem. Ciągły strach, niepewność, poczucie bezsilności. Wydawało mi się, że jestem malutkim dzieckiem w obliczu potwora.
Mój były chłopak wyciągnął coś z kieszeni. Usłyszałem charakterystyczny odgłos uderzanego metalu. Kątem oka zobaczyłem, jak wpatruje się urzeczony w swój ulubiony, drewniany scyzoryk. Moim ciałem wstrząsnął dreszcz strachu. W przypływie adrenaliny spróbowałem raz jeszcze go odepchnąć, jednak znów mi się to nie udało. W końcu poczułem na swojej szyi zimne ostrze.
– De-ean, pro-oszę - wyjęczałem,zaciskając palce.
Nagle drzwi do toalety otworzyły się, co na chwilę odwróciło uwagę bruneta. Dalej nie potrafiłem się wyrwać z jego objęć, ale nie miałem już noża przystawionego do skóry.
– Hej, co robisz?! Zostaw go! – krzyknął donośnie nowo przybyły, w którym rozpoznałem Jordana.
Jego głos był dużo niższy i bardziej groźny. Szybkim krokiem podszedł w naszą stronę. Przez łzy widziałem jak łapie Deana za koszulkę i wymierza silny cios w szczękę. Uderzenie musiało być naprawdę mocne, gdyż jego siła popchnęła bruneta na ścianę.
Patrzyłem przez chwilę, jak Jordan trafił jeszcze kilka razy w twarz oraz brzuch mojego napastnika, jednak widziałem to jakby za mgłą. W pewnym momencie osunąłem się po ścianie, siadając na kafelkach. Miałem nadzieje, że cała ta sytuacja okaże się pieprzonym snem. Tak bardzo pragnąłem odciąć się od tej toksycznej znajomości i gdy już myślałem, że mi się udało, cała wizja spokojnego życia została pogrzebana.
Nie wiedziałem jak i kiedy, ale Cody znalazł się wreszcie koło mnie. Dałem się wziąć w ramiona. Słuchałem jednym uchem jego uspokajającego głosu, a jakby drugim wypuszczałem. Czułem się z nim bezpieczniej, ale dalej nie potrafiłem się uspokoić.
Rozległ się wielki harmider. Dylan przybiegł i również chciał dopaść Deana, jednak powstrzymał go Ryan. Zwabione odgłosami inne osoby przyszły do pomieszczenia. Moja oraz Deana mama były w szoku.
Odwróciłem wzrok i skupiłem się na zmartwionej twarzy mojego chłopaka. Przyciągnąłem się do niego za zdrową rękę i szepnąłem mu ledwo słyszalnie do ucha:
– Zabierz mnie stąd, proszę.
Chłopak wziął sobie do serca moje słowa. Włożył jedną dłoń pod moje kolana, a drugą umieścił na plecach i podniósł do góry. Przeniósł mnie przez całe pomieszczenie, wołając po drodze Ryana. Nikt więcej za nami nie poszedł, co przyjąłem z niemałą ulgą.
Brunet zajął miejsce kierowcy, podczas gdy Cody ułożył mnie na tylnym siedzeniu i po chwili usiadł obok mnie. Znów zgarnął mnie w swoje objęcia, cały czas szepcząc mi różne rzeczy na ucho. Nie przestawałem płakać, przez co moja głowa zaczęła boleśnie pulsować. Miałem wszystkiego dość i byłem maksymalnie zmęczony. Z tego względu zasnąłem, przyciskając głowę do jego szyi.
Wybudziłem się, gdy Cody wyciągał mnie z samochodu. Nie protestowałem, kiedy znów wziął mnie na ręce. Był moją ostoją. Nie obchodziło mnie co się stanie z imprezą, wszystkimi gośćmi, Deanem i co o tym wszystkim pomyśli moja mama. Chciałem być już w łóżku, nie myśląc o tym jakie będą tego konsekwencje.
Blondyn zaniósł mnie na najwyższe piętro, a potem prosto do mojego pokoju. Ułożył mnie na materacu i zdjął niepotrzebne ubrania. Ze sobą zrobił to samo i po chwili leżeliśmy już oboje pod ciepłą kołdrą.
Od razu przysunąłem się do niego blisko, układając się wygodnie, by gips nie krępował mi ruchów.
Cody objął mnie w pasie jedną ręką, a drugą przeczesywał moje włosy.
– Przepraszam, kochanie, że mnie tam z tobą nie było – szepnął.
Musiały go gryźć wyrzuty sumienia, a nie chciałem tego. Pochyliłem się i złożyłem na jego ustach długi, czuły pocałunek.
– Dziękuje za to, że jesteś teraz.
Uwieelbiam Twojego bloga ♡ nie publikowałam tutaj wcześniej komentarzy, więc możesz mnie nie kojarzyć. w końcu nowy rozdział ♡ Ty nie masz pojęcia jak się cieszę, bo to jeden z moich ulubionych blogów. Za bardzo chaotycznie się wyrażam, więc podsumuję: mimo wszelkich jakichkolwiek błędów literowych, gramatycznych i innych, rozdział jest cudowny ♡ tak się domyśliłam, że Dean będzie chciał coś zrobić, ale to... -_- zabiłabym drania -_- pozostaje mi tylko czekać na następny rozdział :3 publikuj go szybciutko, jeszcze w tym roku ♡ czekamy ♡
OdpowiedzUsuń》BeatryChe
Dziękuje, że jednak zdecydowałaś się na napisanie komentarza! Bardzo wiele to dla mnie znaczy :)
UsuńBłędy już poprawiłam, bo fakt, nie sprawdzałam rozdziału wcześniej.
Rozdział powinien pojawić się już jutro, a całe opowiadanie zakończy się w przeciągu tygodnia :)
Pozdrawiam i zapraszam na mojego tumblera, na którym będą pojawiać się inne historie!
Plaga xX
Hej,
OdpowiedzUsuńpięknie właśnie miałam takie podejrzenia, ale Jordan znalazł się w właściwym momencie...
Dużo weny życzę...
Pozdrawiam serdecznie Basia