wtorek, 14 kwietnia 2015

Rozdział 8

Wypadałoby wreszcie coś napisać :) Jak widzicie opowiadanie w końcu zaczęło żyć, tak samo jak ja. W końcu mam swojego własnego laptopa i bez skrepowania mogę dodawać wszystko co napisałam, dlatego to idzie w takim tempie.
Strasznie się cieszę z nowych czytelników, jest mi bardzo miło, że jest was coraz więcej i więcej. Nie przedłużając, zapraszam na nowy rozdział :)



  Noc okazała się być straszliwie bolesna. Przez uciążliwie obolałą rękę nie potrafiłem zasnąć, a piszcząca aparatura znajdująca się dookoła mnie, nie ułatwiała mi odpoczynku. Doszło nawet do tego, że zacząłem liczyć od stu w dół, ale gdy dojechałem do zera, będąc równie świadomym jak na początku, jęknąłem głośno i podniosłem się z niewygodnego łóżka. Na szczęście ramie było bardzo dobrze usztywnione, dlatego nie musiałem się martwić o zwiększenie bólu. 
  Starałem się zachowywać jak najciszej, błądząc po szpitalnych korytarzach, by nie zwrócić na siebie uwagi zrzędliwych pielęgniarek, które pełniły dyżur tej nocy. Sam nie byłbym zadowolony, gdyby ktoś wybudził mnie z "krótkiej" drzemki. 
  Tak czy inaczej, rozglądałem się we wszystkie strony, próbując dostrzec coś ciekawego, co wzbudziłoby chociaż moje niewielkie zainteresowanie. Takim oto sposobem dotarłem do tarasu, znajdującego się na wyższym piętrze. Mimo później pory oraz wszechobecnego mrozu, który panował na zewnątrz, dostrzegłem postać, siedzącą na drewnianej ławce, przykrytą kocem. Zastukałem w szybę dwa razy, by zwrócić na siebie uwagę tejże osoby. Okazała się to być młoda dziewczyna, z długi blond włosami oraz ładnymi brązowymi oczami. Z tego co mogłem zobaczyć, była drobnej budowy, co jednak wcale nie odejmowało jej uroku. Uśmiechnęła się do mnie przyjaźnie, co od razu odwzajemniłem, oraz przywołała do siebie skinieniem dłoni. 
  Opatuliłem się szczelniej bluzą i odważnie otworzyłem drzwi. Od razu zaatakowało mnie zimne powietrze.
Wskakuj powiedziała blondynka, uchylając rąbek koca. 
Chętnie koło niej usiadłem, okrywając swoje ciało pod miękkim okryciem. 
Jestem Jared przedstawiłem się, wyciągając do niej zdrową dłoń. 
Alice odpowiedziała, ściskając ja delikatnie.
Miała bardzo przyjemny dla ucha głos, cichy, ale stanowczy. 
Chcesz się ze mną podzielić tym, co tu robisz? Wiesz, siedzenie na takim zimnie o trzeciej rano nie jest normalne spytałem, szczękając zębami. 
Przyciągnąłem kolana do klatki piersiowej, obejmując je ramionami, po czym położyłem na nich głowę i spojrzałem na nową znajomą.
Czasami przychodzę tu pomyśleć odparła łagodnie, patrząc w dal. Spędzam w tym miejscu naprawdę sporo czasu, jednak w pewnym momencie nachodzi mnie potrzeba, by wyjść na świeże powietrze. Tu wszystko wydaje się być mniej skomplikowane niż jest w rzeczywistości. 
Jesteś na coś chora? wypaliłem, nie przemyślawszy tego wcześniej. Przepraszam, nie chciałem być bezczelny.
Alice zachichotała i powiedziała:
Nic się nie stało, nie dziwie ci się, że pytasz. Jednak nie ja jestem chora, ale za to mój chłopak jest. Kilka miesięcy temu zdiagnozowano u niego nowotwór i od tego czasu, co kilka tygodni musimy tu wracać na kontrole.
Nie wiedziałem co powiedzieć. Dziewczyna mówiła o tym z takim spokojem, jakby to było coś normalnego, że ktoś tak jej bliski umiera. 
Uh, przykro mi wydukałem, spuszczając wzrok. 
Zdążyliśmy się już z tym pogodzić, potrafimy z tym żyć. Na co dzień, gdy tak o tym nie myślisz, to jest  w porządku odpowiedziała lekko.
Musisz go bardzo kochać zauważyłem z uśmiechem.
Alice spojrzała mi w oczy, w których widziałem to silne uczucie.
Tak właśnie jest westchnęła i znowu spojrzała w gwiazdy.

  Mimowolnie pomyślałem o Cody'm. Chciałem, aby to co było między nami, przerodziło się w coś poważnego i silnego. Miałem już dość toksycznych związków i cieszyłem się z poczucia bezpieczeństwa, które dawał mi blondyn. Pragnąłem do niego zadzwonić lub napisać, ale wciąż nie miałem swojego telefonu, przez co jęknąłem.
O czym myślisz? spytała Alice, po czym chuchnęła na swoje zmarznięte dłonie.
O mojej… drugiej połówce odparłem.
Nigdy nie byłem do końca pewny, czy osoba z którą rozmawiam akceptuje inne orientacje, czy może wprost przeciwnie, dlatego wolałem być ostrożny w tych sprawach.
Jaka jest? dociekała dziewczyna.
To naprawdę cudowna osoba, kochana, czuła, a przede wszystkim słodka.

  Alice nie dopowiedziała. Siedzieliśmy tak przez jakiś czas, jednak gdy moje ciało zaczęło domagać się ciepła, pożegnałem się z blondynką i wróciłem do środka. Pokręciłem się jeszcze trochę po korytarzu, po czym wróciłem na swoje piętro, gdzie natknąłem się na zdenerwowaną pielęgniarkę.
Mogłeś chociaż powiedzieć, że gdzieś idziesz! Nie stawiałabym na nogi całego oddziału mruczała do siebie pod nosem, stanowczo wyolbrzymiając swoje działania.
Przepraszam, nie mogłem spać odparłem skruszony, wymyślając na poczekaniu. Chciałem tylko odzyskać mój portfel oraz telefon.
Kobieta rozchmurzyła się i popatrzyła na mnie przyjaźniej.
Chodź, dam ci jakieś leki nasenne i przeciwbólowe.

  Poszedłem z nią do pomieszczenia służbowego, gdzie podała mi kilka kolorowych pigułek oraz - co przyjąłem z niemałą radością - oddała mi moje rzeczy.
  Wróciłem do swojej sali, po czym położyłem się na łóżku i zgarnąłem do ręki telefon. Długo myślałem, co powinienem napisać, przez co byłem coraz bardziej śpiący. W końcu wystukałem krótką wiadomość, po czym odpłynąłem.

Do Cody: Ciesze się, że Cie poznałem.

xXx

  Musiałem spać dość długo, gdyż kiedy ponownie otworzyłem oczy, Cody siedział na parapecie wpatrzony w ekran swojego telefonu. 
Hej mruknąłem, podnosząc się do siadu.
Chłopak przestraszył się odrobinę, jednak po pierwszym szoku uśmiechnąłem się i chowając komórkę do kieszeni, podszedł do szpitalnego łóżka.
Cześć szkrabie odpowiedział, składając pocałunek na moim prawym policzku. 
Która godzina? spytałem, przeciągając się.
Grubo po trzynastej śpiochu powiedział, zgarniając moją zdrową dłoń do uścisku. 
Mogłeś mnie obudzić…
Pielęgniarka powiedziała, że miałeś ciężką noc. Chciałem dać ci odpocząć. 
Cody popatrzył na mnie czule. Ziewnąłem przeciągle, przez co chłopak zachichotał.

  W tym momencie do pokoju wszedł Dylan.
Masz coś zjeść, zaraz zabiorą cie na ostatnie badania powiedział, siadając na brzydkim szpitalnym taborecie. Jeżeli wyniki będą w porządku, to będziesz mógł wrócić do domu.
Przywieźliśmy ci kanapki powiedział blondyn, podając mi pakunek, leżący dotychczas na szafce nocnej, na którą kompletnie nie zwróciłem uwagi. Odwinąłem biały papier i od razu zabrałem się za bułkę.

  Przez jakiś czas siedzieliśmy i rozmawialiśmy, lecz w końcu przyszła pielęgniarka i zabrała mnie na badania. Były one nudne i monotonne, a według mnie jeszcze niepotrzebne, ale oczywiście nikt mnie nie słuchał. Czułem się dobrze, nie rozumiałem po co to wszystko. Mimo tego, starałem się nie marudzić i wykonywać każde polecenie. Na szczęście po godzinie byłem już wolny. Lekarz zlecił mi wizytę kontrolną po trzech tygodniach, ale mój stan ogólny był bez zarzutów, dzięki czemu mogłem spokojnie wrócić do domu. Dylan spakował moje rzeczy i w końcu mogliśmy opuścić szpital.
  Kiedy przechodziliśmy przez korytarz, w oddali zauważyłem Alice, która pchała wózek, na którym siedział nastoletni blady chłopak. Gdy nasze spojrzenia się spotkały, uśmiechnąłem się do niej smutno i pomachałem jej na do widzenia, co od razu odwzajemniła.
Kto to? spytał Cody, łapiąc moją dłoń.
Opowiem ci później odparłem i pociągnąłem go do wyjścia.

  Droga minęła nam dość szybko. Razem z Cody'm usiedliśmy z tyłu, dzięki czemu mogłem się o niego wygodnie oprzeć. Cieszyłem się, że Dylan dał nam tyle swobody. Nie poruszał niezręcznych tematów, nie komentował tego jak się zachowujemy, ani nawet nie rzucał znaczących spojrzeń. Wiedziałem, że się o mnie bardzo martwił, ale nie chciałem o tym wtedy rozmawiać. Zrelaksowałem się maksymalnie w ramionach blondyna, wsłuchując się w spokojną muzykę lecącą z radia. Miałem ochotę zamknąć oczy i pójść spać, lecz niestety, szpital nie znajdował się na tyle daleko, bym mógł pozwolić sobie na krótką drzemkę. Mimo tego, ziewnąłem przeciągle i zamknąłem oczy. Australijczyk delikatnie gładził moje udo, podczas gdy jego druga dłoń wsunęła się sprawnie pomiędzy moje palce. Przez to wszystko cholernie ciężko było mi wysiąść z auta, kiedy już dojechaliśmy na miejsce. Przeciągnąłem się, przez co ból w ręce się wzmógł.
Wszystko w porządku? zapytał surfer, gdy jęknąłem.
Tak, jest okej odparłem, wchodząc do budynku. Co masz zamiar teraz robić?
Chłopak uśmiechnął się i objął mnie ramionami w talii.
Chciałem spędzić cały dzień wraz z moim chłopakiem, jeżeli nie miałby nic przeciwko wymruczał mi do ucha, sprawiając, że po całym moim ciele przeszedł dreszcz.
Liczyłem na to odpowiedziałem, trącając jego nos swoim. Co powiesz na wieczór przed telewizorem z gorącą czekoladą i rurkami z kremem?
Rurki? zapytał z zaczepnym uśmiechem blondyn.
Yeap, uwielbiam je! zaśmiałem się i pociągnąłem Australijczyka w stronę kuchni.

  Przemknęliśmy przez stołówkę, kierując się prosto do pomieszczenia dla personelu. Zręcznie przeszliśmy pomiędzy blatami kuchennymi, po czym przeszliśmy przez żelazne drzwi prosto do magazynu. Znalazłem swoje ulubione słodycze oraz gorącą czekoladę, którą zrobiliśmy po powrocie do kuchni, aż w końcu z pełnymi kubkami, obraliśmy sobie za cel nasze rodzinne mieszkanie. Udało nam się po drodze nic nie rozlać, co uznałem za nasz oficjalny sukces.
  Gdy znaleźliśmy się przed ekranem telewizora, westchnąłem z zachwytu. W tym momencie miałem wszystko, czego potrzebowałem do szczęścia: miękką kanapę, ulubione słodycze oraz mojego własnego chłopca. Cody usiadł koło mnie, zabierając pilota, dzięki któremu włączył telewizor i zaczął przeszukiwać różne kanały. Przez ten czas rozłożyłem na naszych kolanach cieplutki i puchaty kocyk oraz przyciągnąłem w naszą stronę stół, na którym znajdowały się kubki i rurki z kremem waniliowym. Szczęśliwy wziąłem do zdrowej ręki naczynie i upiłem łyk napoju. W końcu blondyn znalazł coś, co go usatysfakcjonowało.
  Siedzieliśmy tak, zajadając się słodyczami i popijając słodką czekoladę, jednak po kilku godzinach brzuch Cody'ego zaczął domagać się czegoś konkretniejszego. Zachichotałem, gdy jego brzuch zaburczał słodko.
Może zamówimy jakąś chińszczyznę? zaproponowałem, głaskając go kciukiem po policzku.
Świetny pomysł szkrabie odpowiedział, całując mnie głęboko.
Wyciągnąłem telefon z kieszeni i zadzwoniłem do mojej ulubionej knajpy, po czym zamówiłem intuicyjnie nudle dla siebie oraz Cody'ego.
Trzydzieści minut mruknąłem mu w szyje, gdy już zakończyłem połączenie.
Chodź tu pieszczochu. Chłopak oplótł mnie ramionami i wciągnął na swoje kolana.

  Siedziałem wtulony w jego ciepłą klatkę piersiową, wdychając zapach drogich perfum. Po chwili przekręciłem się w uścisku, bym mógł swobodnie oglądać telewizje.
  Dwadzieścia minut później usłyszeliśmy pukanie do drzwi. Podniosłem się z kanapy, całując przelotnie blondyna w skroń. Po drodze poprawiłem swoje włosy oraz wygładziłem ciuchy, by dostawca nie pomyślał sobie czegoś głupiego. Jednak gdy otworzyłem drzwi, zamiast pracownika restauracji zastałem uśmiechającego się drwiąco Deana. Mimowolnie spiąłem się w sobie i oplotłem ciało zdrową dłonią.
Czego tu chcesz? warknąłem, choć przypominało to bardziej skomlenie niż groźbę.
Chłopak zachichotał, widząc moją niepewność i zrobił krok do przodu.
Słyszałem, że miałeś wypadek. Przyszedłem zapytać, jak się czujesz odpowiedział, przesuwając palcem po świeżym gipsie.
Automatycznie cofnąłem się w głąb mieszkania, by być poza jego zasięgiem.
Jak widzisz, czuje się świetnie. Teraz możesz i-iść wydukałem, nienawidząc się za ostatnie zająknięcie.
Wszystko w porządku? odezwał się Cody, pojawiając się w korytarzu.
Gdy tylko zobaczył, kto stoi w progu drzwi, podszedł do mnie i objął od tyłu w pasie.
Znalazłeś sobie jakiegoś naiwnego chłopaczka? syknął Dean drwiąco.
Najlepiej będzie jak już sobie pójdziesz chyba, że wolisz, abym ci pomógł powiedział zimno blondyn i przyciągnął mnie do siebie jeszcze bliżej.
I tak cie w końcu zostawi. Znudzi się tobą jak tanią zabawką zaśmiał się na odchodne, obracając się z gracją i kierując na schody.

  Cody zatrzasnął drzwi i przytulił mnie mocno. Objąłem go dłonią za szyje oraz uwiesiłem się nogami w biodrach, jak rasowa małpka. Australijczyk zaniósł mnie do łózka, samemu ogarniając salon i odbierając jedzenie, które przyszło chwilę później. Ja za to włączyłem komputer i wszedłem na skype. Chciałem, by Cody wreszcie poznał Ryana i odwrotnie. Poczekałem aż mój chłopak wróci z pudełkami makaronu oraz widelcami, po czym ułożyliśmy się razem wygodnie w miękkiej pościeli.
Masz coś przeciwko? zwróciłem się do blondyna, kołując kursorem na ikonce mojego przyjaciela.
Dzwoń! Może mi opowie jakieś ciekawe historie z tobą w roli głównej odparł wesoło, zakręcając nudle na widelcu jak spaghetti.
Zaśmiałem się i pocałowałem go w policzek.

  Po chwili byliśmy już wirtualnie w trójkę. Tak jak się spodziewałem, chłopcy szybko znaleźli wspólny język, co strasznie mnie ucieszyło.
  Kilkanaście minut później odłączyłem się od rozmowy, wtulając się w ciało blondyna. Nie miałem okazji zanalizować słów Deana, poddając wątpliwością mój aktualny związek. Najzwyczajniej w świecie zasnąłem jak dziecko, mając przy sobie swoje największe szczęście.
  Nie usłyszałem, gdy szeptał mi do ucha: Też się cieszę, że cie poznałem.

2 komentarze:

  1. Cudowny rozdział, uwielbiam ich jako parę <3 Czytając o chłopaku Alice, naszła mnie myśl, że może któryś z bohaterów jest chorych, choć mam nadzieję, że planujesz szczęśliwe zakończenie :D Cieszę się, że rozdziały teraz wstawiasz tak często i gratuluję ci własnego komputera :D Weny <3

    OdpowiedzUsuń
  2. Witam,
    razem wyglądają cudownie, oby Dean nic nie kombinował, dał mu święty spokój....
    Dużo weny życzę Tobie...
    Pozdrawiam serdecznie Basia

    OdpowiedzUsuń