Tego dnia Dylanowi nie chciało się wstawać na deskę, dlatego zostałem sam. Ubrałem się porządnie i wyrażając swoje niezadowolenie głębokim westchnięciem, zszedłem na dół. Usłyszałem jakieś szmery dochodzące z kuchni, więc od razu, kierowany swoją ciekawością, poszedłem w tamtym kierunku. Strasznie się zdziwiłem, widząc zaspanego Cody'ego, który robił sobie herbaty.
— Co ty tu robisz o tej porze? Jest jeszcze przed szóstą — mruknąłem, podchodząc do niego.
Chłopak podskoczył na dźwięk mojego głosu i przetarł oczy.
— Przestraszyłeś mnie! — wytknął. — Nie mogę spać.
Blondyn usiadł przy stoliku, zabierając ze sobą kubek.
— Coś się stało? — zapytałem, zajmując miejsce naprzeciwko.
Przez chwilę się nie odzywał, aż w końcu wydusił słabo:
— Pewnie wyda ci się to bardzo dziecinne i głupie, ale... boje się.
Spuścił ze mnie wzrok, ogrzewając ręce na kubku.
— Czego? — Może zbytnio dociekałem, ale chciałem wiedzieć, co mogło go tak przerazić.
— Jeździć na nartach! — wyrzucił szybko z siebie, rumieniąc się siarczyście.
Uśmiechnąłem się lekko. Myślałem o czymś dużo gorszym.
— Nie masz się czego bać, mój brat cie wszystkiego nauczy — powiedziałem, ściskając jego dłoń, by choć trochę dodać mu otuchy.
Cody zarumienił się jeszcze bardziej, ale odetchnął lekko.
— Miałem nadzieje, że to ty będziesz mnie uczyć — mruknął, upijając łyk herbaty.
— Mogę przyjść ci pomóc, jak tylko skończę swoje zajęcia — odpowiedziałem, wstając od stołu.
Nie chciałem pokazać jak bardzo ucieszyło mnie to co powiedział.
— Idź się jeszcze zdrzemnąć i się nie martw, wszystko będzie dobrze. Ja lecę na stok! — Uśmiechnąłem się do niego i wyszedłem z kuchni.
Wspinając się pod górę, cały czas miałem w głowie tego chłopaka, który z chwili na chwile stawał się coraz bardziej interesujący. Mknąłem szybko po miękkim puchu, wciąż zastanawiając się, co może z tego wyniknąć. Niestety mam to do siebie, że jestem wielkim romantykiem i wydaje mi się, że z każdej znajomości wyjdzie miłość aż po grób, co tylko kończy się załamaniem. Jednak nie potrafiłem inaczej, byłem marzycielem setnego poziomu. Zamiast skupiać się na drodze, wolałem rozmyślać o jego oczach czy uśmiechu. Nie zauważyłem nawet, kiedy ludzi zaczęło przybywać a co za tym idzie, zbliżała się pora śniadania.
Zabrałem swój sprzęt i wróciłem do domu. Nie lubiłem jeździć samotnie po przeludnionym stoku. Ubranie zrzuciłem z siebie już przed domem, gdyż było mi bardzo ciepło. Jak zawsze odłożyłem deskę do magazynu, wziąłem prysznic i zszedłem na dół na posiłek. Wszyscy już siedzieli przy stole, włączając w to moją rodzinę, dlatego swoim przybyciem zrobiłem lekkie zamieszanie. Uśmiechnąłem się do wszystkich uroczo i mrugnąłem do Cody'ego, który swoją drogą wyglądał dużo lepiej. W końcu wylądowałem na miejscu obok mojego brata i zabrałem się do jedzenia. Musiałem się spieszyć, bo czekała na mnie dwugodzinna walka z maluchami, więc musiałem się jeszcze przygotować.
— Przyjdzie dzisiaj wieczorem Jenny, pooglądać coś. Może zaprosisz swojego blond przystojniaka i dołączycie do nas? — mruknął mi do ucha Dylan.
Zastanawiałem się chwile. Przed oczami pojawił mi się widok tulącego się do mnie Cody'ego, więc zgodziłem się bez wahania.
Napełniłem szybko mój brzuch i biegiem dotarłem do mojego pokoju. Musiałem się ciepło ubrać, ale też tak, abym mógł się szybko przemieszczać z miejsca na miejsce. Wyciągnąłem swoje narty, cały dodatkowy osprzęt i identyfikator, i znowu musiałem wrócić na stok. Poprosiłem o zmniejszenie prędkości na wyciągu, by dzieciaki od razu się nie zniechęciły.
Po kilkunastu minutach zaczęły się pojawiać pierwsze pociechy. Kolejno trzy dziewczynki i dwóch chłopców. Była Greta z Niemiec, Alice z Francji i siostra Cody'ego oraz Tomek z Polski i Frank - brat bliźniak Grety. Przedstawiłem się i pomogłem dzieciakom poradzić sobie ze sprzętem narciarskim. Podobało mi się to, że nie marudzili i nie byli zbyt głośni. W skupieniu słuchali tego co mówię i wykonywali wszystkie czynności całkiem sprawnie.
W końcu znaleźliśmy się na stoku, gdzie pokazałem im jak jeździć pługiem. Bliźniaki radziły sobie naprawdę świetnie. Już za pierwszym razem wyczuły narty oraz znalazły równowagę. Innym szło nieco gorzej, ale też byłem zadowolony. Kiedy mała Alice wreszcie zjechała bez żadnej wywrotki na dół, westchnąłem z dumy. Te dziewięćdziesiąt minut zleciało mi strasznie szybko. Niestety musieliśmy się zebrać, gdyż dzieciaki były już zziębnięte i głodne. Pomogłem im wrócić do ośrodka, gdzie oddałem je pod opiekę rodziców. Czekała mnie jeszcze godzinka popołudniowych zajęć z nimi, ale wcześniej mieliśmy obiad.
Nie byłem głodny, dlatego od razu wskoczyłem pod prysznic i przebrałem się w czyste ciuchy. Zszedłem też na dół i przygotowałem zabawę dla moich milusińskich. Wyciągnąłem farby i wielki arkusz papieru. Oczywiście nie chodziło o nudne malowanie pędzlami, tylko o połączenie zabawy z kreatywnością.
Po pół godzinie cała piątka wmaszerowała do pokoju zabaw i rzuciła się na farby. Wystarczyło pięć minut żeby były brudne od stóp do głów. Ręce - którymi malowaliśmy - były brudne aż po łokcie! Jednak udało nam się stworzyć całkiem ładną kompozycje. Maluchy namalowały całą swoją gromadkę na stoku, razem ze mną (nie wyglądałem najlepiej) i cały pozostały krajobraz. Zrobiło mi się bardzo miło, kiedy Alice uznała, ze jestem "kochany". Lubiłem w dzieciach to, że zawsze były szczere.
Powiesiliśmy nasze dzieło na ścianie, tak by każdy mógł je zobaczyć i poszliśmy się umyć. Na szczęście nie angażowałem aż tylu kończyn przy rysunku, także wystarczyło zwykłe mycie rąk. Zerknąłem na zegarek i zauważyłem, że zajęcia mojego brata zaczęły się godzinę temu. Poszedłem wolnym krokiem na stok i pomachałem mu z daleka. Dylan podjechał do mnie i wskazał na osobę siedzącą przy wyciągu.
— W ogóle mu nie idzie — mruknął. — Może ty dasz radę?
Zachichotałem i poszedłem w stronę Cody'ego.
Chłopak siedział zupełnie wyprany z życia pod płotem i starał się zdjąć rękawice narciarskie z dłoni.
— Czekaj — powiedziałem i pomogłem mu z odzieżą. — Jak Ci idzie?
— Beznadziejnie — warknął i wstał na nogi.
— Nie mogło być tak źle...
Blondyn popatrzył na mnie tak, że wiedziałem, że było naprawdę kiepsko.
— Zabierz mnie stąd — jęknął zrozpaczony.
Pomogłem mu w niesieniu nart i starałem się jakoś go podtrzymać na duchu. Odłożyliśmy rzeczy i zaciągnąłem go do kuchni. Chłopak przysiadł na blacie, a ja zabrałem się za robienie gorącej czekolady.
— To naprawdę nie Twoja bajka — przyznałem chłopakowi.
— Uh, wiem. Moim domem jest słonce i plaża, a nie trzydzieści stopni mrozu i wysokie góry. To po prostu nie dla mnie — mówił niechętnie, patrząc na swoje dłonie.
Wręczyłem mu kubek pełny cudownego napoju i przysiadłem obok.
— Jeszcze ci udowodnię, że zima jest piękna, zaczynając od tego.
Stuknęliśmy się kubkami.
— Pyszne — mruknął, wypijając pół szklanki na raz.
— hah, wiem! — odparłem z dumą.
— Masz jakieś plany na dzisiejszy wieczór? — zapytałem mimochodem, w duchu modląc się by zaprzeczył.
— Nie, raczej nie — powiedział, oblizując usta z czekolady.
Starłem ją z policzka, zastanawiając się jak w ogóle się tam znalazła.
— Porywam Cie po kolacji. — Mrugnąłem do niego zalotnie i włożyłem brudne naczynia do zlewu.
Gdy wychodził, usłyszałem jeszcze:
— Nie mogę się doczekać.
Po kolacji oczywiście musiałem posprzątać. Nie mogłem liczyć na Dylana, bo przyszła Jenny i uznała, ze pójdą wybrać film. Jen była naprawdę śliczną dziewczyną, musiałem jej to przyznać. Miała długie, czarne, kręcone włosy i zielone oczy. Była dość wysoka, a przy tym szczupła. Gdybym tylko był hetero, to pewnie sam bym na nią leciał.
Westchnąłem ciężko, czyszcząc ostatni stół i wszedłem do kuchni. Moja mama myła naczynia, których nie mogła wsadzić do zmywarki.
— Dziękuje kochanie — powiedziała, uśmiechając się do mnie z matczyną miłością w oczach.
Wszedłem do spiżarni, by wyciągnąć jakieś przekąski na wieczór. Usłyszałem jak ktoś przechodzi przez drzwi.
— Zgubił się pan? — Mama jak zwykle była nad wyraz uprzejma.
— Uh, szukam Jareda — powiedział skrępowany Cody, co dla mnie było naprawdę słodkie.
— Już idę! — krzyknąłem, zabierając sok, cole, popcorn, paluszki, jakieś ciastka i chipsy. Wróciłem do kuchni obładowany jak boj hotelowy, co blondyn przyjął wybuchem śmiechu. Od razu rzucił mi się na pomoc, zabierając połowę rzeczy.
— Mamo to Cody, przyjechał do nas wraz z rodziną z Anglii. Cody to moja mama, najlepsza i najukochańsza osoba pod słońcem — przedstawiłem ich sobie.
Na szczęście obyło się bez totalnej katastrofy już przy pierwszym spotkaniu, co przyjąłem z niemałą ulgą. Moja rodzicielka wymieniła dwa zdania z anglikiem i wyszliśmy z kuchni.
— Zjemy tyle? — zapytał chłopak, przeglądają słodycze.
— Mój brat jest wielkim łasuchem — mruknąłem i wpuściłem go do naszego "mieszkania".
Ciekawie rozglądał się dookoła, przez co zaśmiałem się pod nosem. Poprowadziłem go do salonu, gdzie na dywanie, z moim bratem, siedziała jego dziewczyna.
— Cześć Jen — przywitałem się.
Para wybierała film z porozrzucanych płyt.
— Poznaj Cody'ego.
Brunetka podniosła się i podała chłopakowi rękę, którą ujął mocno.
— Jenny, przyjaciółka młodszego i dziewczyna starszego. Możesz mi mówić Jen — powiedziała na jednym wdechu.
To było dla niej naturalne. Uwielbiała opowiadać o wszystkim, nie ważne czy kogoś to interesowało czy nie. Rzadko bywała milcząca, jedynie gdy sytuacja tego wymagała lub nie miała humoru.
— Cody — mruknął blondyn, patrząc na mnie zakłopotany.
Rzuciłem przysmaki na stół, dając jemu znać skinieniem głowy by zrobił to samo.
— To co oglądamy? — zapytałem, rozwalając się na kanapie.
— Jakiś psychologiczny thriller, nie martw się, nie horror. — Dylan zaśmiał się, wkładając płytę do odtwarzacza.
— Nieśmieszne braciszku — warknąłem i porwałem ze stolika popcorn.
Nienawidziłem kiedy się ze mnie nabijał. Kiedyś oglądaliśmy we dwóch okropny horror, oczywiście bez wiedzy mamy. Od tamtego czasu panicznie boje się jakichkolwiek produkcji tego typu. Mogę wtedy zachowywać się jak stuprocentowa panienka - drę się, piszczę i uciekam z klasą wartą słonia.
Prychnąłem jeszcze, pokazując bratu swoje oburzenie i zacząłem oglądać film. Na szczęście kanapa była całkiem duża, więc razem z Cody'm mogliśmy się odciąć od migdalącej się pary.
Na początku film był nudny. Głównie skupiałem się na wyjadaniu popcornu z miski niż na biegu wydarzeń. Zapadałem się co chwile w kanapę, starając się wygodnie ułożyć. Siedzący obok mnie blondyn przysunął się i oparł głowę na moim ramieniu. Oczywiście nie miałem nic przeciwko.
W końcu wkręciłem się w losy introwertyka, który narobił sobie kłopotów, przez różne przekręty pieniężne. Lubiłem takie historie, które trzymały w napięciu i wzbudzały empatie do głównego bohatera. Zagadki i jakieś pokręcone powiązania to też było to, co naprawdę uwielbiałem.
Popatrzyłem na Cody'ego, który wyglądał na strasznie zmęczonego. Starał się skupić na ekranie, ale nie wychodziło mu to zbyt dobrze. Dzisiejszy dzień nie był dla niego łaskawy. Złapałem go za ramiona i ułożyłem jego głowę na moich kolanach. Blondyn uśmiechnął się do mnie z wdzięcznością. Puściłem mu oko i zawinąłem na palec kosmyk jego włosów. Zerknąłem jeszcze na mojego brata, który akurat był zbyt zajęty swoją dziewczyną, by zwrócić na nas uwagę. Zacząłem gładzić Cody'ego delikatnie po plecach, dzięki czemu rozluźnił się odrobinę.
Wróciłem do oglądania filmu. Zakochana para wyszła w połowie, tłumacząc się zmęczeniem. Cieszyłem się, że mama jest za drzwiami. Przynajmniej nie próbowali posunąć się do czegoś więcej...
Kiedy na ekranie pojawiły się napisy końcowe, spojrzałem na pogrążoną we śnie twarz chłopaka. Wyglądał tak słodko i niewinnie. Ułożyłem go delikatnie na kanapie, przykrywając ciepłym kocem. Nie miałem serca go budzić, a w razie czego mój pokój był najbliżej salonu.
Wyłączyłem telewizor i pogasiłem światła. Zauważyłem, że w pokoju mojej mamy nadal się świeci. Zapukałem do drzwi, czekając na pozwolenie.
— Wejdź, proszę — powiedziała cicho.
Zastałem ją leżącą w łóżku z książką w ręce i okularach na nosie. Przysiadłem na jej łóżku.
— Powinnaś już się kłaść. Przecież jutro znowu wcześnie wstajesz — mruknąłem.
Nie chciałem mówić o tym głośno, ale martwiłem się o nią i miałem duże wyrzuty sumienia, że wyjechałem na studia za granice.
— Nie musisz się o mnie martwić kochanie. Nie wiedziałam, że tak szybko dojdzie do tego, że mój malutki synuś będzie dbał o mnie, a nie odwrotnie — powiedziała, uśmiechając się pogodnie.
— Po prostu powinnaś więcej odpoczywać — westchnąłem.
— Ten chłopak, Cody. Co o nim wiesz?
Oczywiście nie byłaby sobą, gdyby nie zmieniła tematu. Dodatkowo wzmianka o chłopaku sprawiła, ze serce zabiło mi dwa razy mocniej.
— Jest anglikiem. Miły, dobry i serdeczny chłopak.
— Rozumiem — powiedziała tym swoim matczynym tonem, mówiącym "widzę jak się ślinisz na jego widok". — Ciesze się, że jesteście w domu. bardzo za Wami tęsknie.
— My za tobą też — szepnąłem i zacząłem wycofywać się z pokoju, by się nie rozkleić.
Może i byłem mięczakiem, ale rodzina stanowiła dla mnie naprawdę wielką wartość.
— Pójdę już, dobranoc.
Nie chciało mi się już kąpać, dlatego zdjąłem koszulkę i spodnie, zostając w samych bokserkach. Wrzuciłem ciuchy do kosza na pranie i wróciłem do swojego pokoju. Zostawiłem otwarte drzwi - na wszelki wypadek i położyłem się do łóżka. pościel była tak ciepła i miękka, co jeszcze bardziej mnie zmorzyło. Odpłynąłem dziwnie spokojny.
W końcu znaleźliśmy się na stoku, gdzie pokazałem im jak jeździć pługiem. Bliźniaki radziły sobie naprawdę świetnie. Już za pierwszym razem wyczuły narty oraz znalazły równowagę. Innym szło nieco gorzej, ale też byłem zadowolony. Kiedy mała Alice wreszcie zjechała bez żadnej wywrotki na dół, westchnąłem z dumy. Te dziewięćdziesiąt minut zleciało mi strasznie szybko. Niestety musieliśmy się zebrać, gdyż dzieciaki były już zziębnięte i głodne. Pomogłem im wrócić do ośrodka, gdzie oddałem je pod opiekę rodziców. Czekała mnie jeszcze godzinka popołudniowych zajęć z nimi, ale wcześniej mieliśmy obiad.
Nie byłem głodny, dlatego od razu wskoczyłem pod prysznic i przebrałem się w czyste ciuchy. Zszedłem też na dół i przygotowałem zabawę dla moich milusińskich. Wyciągnąłem farby i wielki arkusz papieru. Oczywiście nie chodziło o nudne malowanie pędzlami, tylko o połączenie zabawy z kreatywnością.
Po pół godzinie cała piątka wmaszerowała do pokoju zabaw i rzuciła się na farby. Wystarczyło pięć minut żeby były brudne od stóp do głów. Ręce - którymi malowaliśmy - były brudne aż po łokcie! Jednak udało nam się stworzyć całkiem ładną kompozycje. Maluchy namalowały całą swoją gromadkę na stoku, razem ze mną (nie wyglądałem najlepiej) i cały pozostały krajobraz. Zrobiło mi się bardzo miło, kiedy Alice uznała, ze jestem "kochany". Lubiłem w dzieciach to, że zawsze były szczere.
Powiesiliśmy nasze dzieło na ścianie, tak by każdy mógł je zobaczyć i poszliśmy się umyć. Na szczęście nie angażowałem aż tylu kończyn przy rysunku, także wystarczyło zwykłe mycie rąk. Zerknąłem na zegarek i zauważyłem, że zajęcia mojego brata zaczęły się godzinę temu. Poszedłem wolnym krokiem na stok i pomachałem mu z daleka. Dylan podjechał do mnie i wskazał na osobę siedzącą przy wyciągu.
— W ogóle mu nie idzie — mruknął. — Może ty dasz radę?
Zachichotałem i poszedłem w stronę Cody'ego.
Chłopak siedział zupełnie wyprany z życia pod płotem i starał się zdjąć rękawice narciarskie z dłoni.
— Czekaj — powiedziałem i pomogłem mu z odzieżą. — Jak Ci idzie?
— Beznadziejnie — warknął i wstał na nogi.
— Nie mogło być tak źle...
Blondyn popatrzył na mnie tak, że wiedziałem, że było naprawdę kiepsko.
— Zabierz mnie stąd — jęknął zrozpaczony.
Pomogłem mu w niesieniu nart i starałem się jakoś go podtrzymać na duchu. Odłożyliśmy rzeczy i zaciągnąłem go do kuchni. Chłopak przysiadł na blacie, a ja zabrałem się za robienie gorącej czekolady.
— To naprawdę nie Twoja bajka — przyznałem chłopakowi.
— Uh, wiem. Moim domem jest słonce i plaża, a nie trzydzieści stopni mrozu i wysokie góry. To po prostu nie dla mnie — mówił niechętnie, patrząc na swoje dłonie.
Wręczyłem mu kubek pełny cudownego napoju i przysiadłem obok.
— Jeszcze ci udowodnię, że zima jest piękna, zaczynając od tego.
Stuknęliśmy się kubkami.
— Pyszne — mruknął, wypijając pół szklanki na raz.
— hah, wiem! — odparłem z dumą.
— Masz jakieś plany na dzisiejszy wieczór? — zapytałem mimochodem, w duchu modląc się by zaprzeczył.
— Nie, raczej nie — powiedział, oblizując usta z czekolady.
Starłem ją z policzka, zastanawiając się jak w ogóle się tam znalazła.
— Porywam Cie po kolacji. — Mrugnąłem do niego zalotnie i włożyłem brudne naczynia do zlewu.
Gdy wychodził, usłyszałem jeszcze:
— Nie mogę się doczekać.
Westchnąłem ciężko, czyszcząc ostatni stół i wszedłem do kuchni. Moja mama myła naczynia, których nie mogła wsadzić do zmywarki.
— Dziękuje kochanie — powiedziała, uśmiechając się do mnie z matczyną miłością w oczach.
Wszedłem do spiżarni, by wyciągnąć jakieś przekąski na wieczór. Usłyszałem jak ktoś przechodzi przez drzwi.
— Zgubił się pan? — Mama jak zwykle była nad wyraz uprzejma.
— Uh, szukam Jareda — powiedział skrępowany Cody, co dla mnie było naprawdę słodkie.
— Już idę! — krzyknąłem, zabierając sok, cole, popcorn, paluszki, jakieś ciastka i chipsy. Wróciłem do kuchni obładowany jak boj hotelowy, co blondyn przyjął wybuchem śmiechu. Od razu rzucił mi się na pomoc, zabierając połowę rzeczy.
— Mamo to Cody, przyjechał do nas wraz z rodziną z Anglii. Cody to moja mama, najlepsza i najukochańsza osoba pod słońcem — przedstawiłem ich sobie.
Na szczęście obyło się bez totalnej katastrofy już przy pierwszym spotkaniu, co przyjąłem z niemałą ulgą. Moja rodzicielka wymieniła dwa zdania z anglikiem i wyszliśmy z kuchni.
— Zjemy tyle? — zapytał chłopak, przeglądają słodycze.
— Mój brat jest wielkim łasuchem — mruknąłem i wpuściłem go do naszego "mieszkania".
Ciekawie rozglądał się dookoła, przez co zaśmiałem się pod nosem. Poprowadziłem go do salonu, gdzie na dywanie, z moim bratem, siedziała jego dziewczyna.
— Cześć Jen — przywitałem się.
Para wybierała film z porozrzucanych płyt.
— Poznaj Cody'ego.
Brunetka podniosła się i podała chłopakowi rękę, którą ujął mocno.
— Jenny, przyjaciółka młodszego i dziewczyna starszego. Możesz mi mówić Jen — powiedziała na jednym wdechu.
To było dla niej naturalne. Uwielbiała opowiadać o wszystkim, nie ważne czy kogoś to interesowało czy nie. Rzadko bywała milcząca, jedynie gdy sytuacja tego wymagała lub nie miała humoru.
— Cody — mruknął blondyn, patrząc na mnie zakłopotany.
Rzuciłem przysmaki na stół, dając jemu znać skinieniem głowy by zrobił to samo.
— To co oglądamy? — zapytałem, rozwalając się na kanapie.
— Jakiś psychologiczny thriller, nie martw się, nie horror. — Dylan zaśmiał się, wkładając płytę do odtwarzacza.
— Nieśmieszne braciszku — warknąłem i porwałem ze stolika popcorn.
Nienawidziłem kiedy się ze mnie nabijał. Kiedyś oglądaliśmy we dwóch okropny horror, oczywiście bez wiedzy mamy. Od tamtego czasu panicznie boje się jakichkolwiek produkcji tego typu. Mogę wtedy zachowywać się jak stuprocentowa panienka - drę się, piszczę i uciekam z klasą wartą słonia.
Prychnąłem jeszcze, pokazując bratu swoje oburzenie i zacząłem oglądać film. Na szczęście kanapa była całkiem duża, więc razem z Cody'm mogliśmy się odciąć od migdalącej się pary.
Na początku film był nudny. Głównie skupiałem się na wyjadaniu popcornu z miski niż na biegu wydarzeń. Zapadałem się co chwile w kanapę, starając się wygodnie ułożyć. Siedzący obok mnie blondyn przysunął się i oparł głowę na moim ramieniu. Oczywiście nie miałem nic przeciwko.
W końcu wkręciłem się w losy introwertyka, który narobił sobie kłopotów, przez różne przekręty pieniężne. Lubiłem takie historie, które trzymały w napięciu i wzbudzały empatie do głównego bohatera. Zagadki i jakieś pokręcone powiązania to też było to, co naprawdę uwielbiałem.
Popatrzyłem na Cody'ego, który wyglądał na strasznie zmęczonego. Starał się skupić na ekranie, ale nie wychodziło mu to zbyt dobrze. Dzisiejszy dzień nie był dla niego łaskawy. Złapałem go za ramiona i ułożyłem jego głowę na moich kolanach. Blondyn uśmiechnął się do mnie z wdzięcznością. Puściłem mu oko i zawinąłem na palec kosmyk jego włosów. Zerknąłem jeszcze na mojego brata, który akurat był zbyt zajęty swoją dziewczyną, by zwrócić na nas uwagę. Zacząłem gładzić Cody'ego delikatnie po plecach, dzięki czemu rozluźnił się odrobinę.
Wróciłem do oglądania filmu. Zakochana para wyszła w połowie, tłumacząc się zmęczeniem. Cieszyłem się, że mama jest za drzwiami. Przynajmniej nie próbowali posunąć się do czegoś więcej...
Kiedy na ekranie pojawiły się napisy końcowe, spojrzałem na pogrążoną we śnie twarz chłopaka. Wyglądał tak słodko i niewinnie. Ułożyłem go delikatnie na kanapie, przykrywając ciepłym kocem. Nie miałem serca go budzić, a w razie czego mój pokój był najbliżej salonu.
Wyłączyłem telewizor i pogasiłem światła. Zauważyłem, że w pokoju mojej mamy nadal się świeci. Zapukałem do drzwi, czekając na pozwolenie.
— Wejdź, proszę — powiedziała cicho.
Zastałem ją leżącą w łóżku z książką w ręce i okularach na nosie. Przysiadłem na jej łóżku.
— Powinnaś już się kłaść. Przecież jutro znowu wcześnie wstajesz — mruknąłem.
Nie chciałem mówić o tym głośno, ale martwiłem się o nią i miałem duże wyrzuty sumienia, że wyjechałem na studia za granice.
— Nie musisz się o mnie martwić kochanie. Nie wiedziałam, że tak szybko dojdzie do tego, że mój malutki synuś będzie dbał o mnie, a nie odwrotnie — powiedziała, uśmiechając się pogodnie.
— Po prostu powinnaś więcej odpoczywać — westchnąłem.
— Ten chłopak, Cody. Co o nim wiesz?
Oczywiście nie byłaby sobą, gdyby nie zmieniła tematu. Dodatkowo wzmianka o chłopaku sprawiła, ze serce zabiło mi dwa razy mocniej.
— Jest anglikiem. Miły, dobry i serdeczny chłopak.
— Rozumiem — powiedziała tym swoim matczynym tonem, mówiącym "widzę jak się ślinisz na jego widok". — Ciesze się, że jesteście w domu. bardzo za Wami tęsknie.
— My za tobą też — szepnąłem i zacząłem wycofywać się z pokoju, by się nie rozkleić.
Może i byłem mięczakiem, ale rodzina stanowiła dla mnie naprawdę wielką wartość.
— Pójdę już, dobranoc.
Nie chciało mi się już kąpać, dlatego zdjąłem koszulkę i spodnie, zostając w samych bokserkach. Wrzuciłem ciuchy do kosza na pranie i wróciłem do swojego pokoju. Zostawiłem otwarte drzwi - na wszelki wypadek i położyłem się do łóżka. pościel była tak ciepła i miękka, co jeszcze bardziej mnie zmorzyło. Odpłynąłem dziwnie spokojny.
Witam,
OdpowiedzUsuńCody jak widać chyba też jest zainteresowany Jaredem, spokojny, wieczór cudowny...
Dużo weny życzę Tobie...
Pozdrawiam serdecznie Basia