środa, 23 kwietnia 2014

Rozdział 1

Pierwszy rozdział w końcu pojawił się na stronie. Teraz zabieram się za drarry. Niespodzianka jeszcze dzisiaj pod adresem http://kropla-w-swiecie-drarry.blogspot.com/ :) 


Bip bip bip - mój budzik brutalnie wytrącił mnie ze snu. Jęknąłem głośno.
 Zawsze musisz mnie budzić w takich momentach?  spytałem urządzenie, które w ogóle nie było wzruszone moim zachowaniem.
 Znowu to samo?  zapytał mój brat, wchodząc do pokoju. Miał już na sobie kombinezon i polar.
 Tak! Byliśmy o krok od czegoś więcej...  odpowiedziałem sfrustrowany, wstając z łóżka.
 Powinieneś znaleźć sobie faceta  mówił, podając mi kolejne części garderoby.
 Wiem  mruknąłem, odganiając od siebie złe wspomnienia.
 Nie martw się braciszku, w końcu znajdziesz kogoś, kto Cie doceni. A teraz koniec użalania się nad sobą, zrobię nam śniadanie i widzimy się na dole.
 Jasne  odparłem i zacząłem szukać kasku i gogli.

  Gdy już wszystko miałem, zszedłem na dół do magazynu po deskę i buty, które ubrałem w przedpokoju. Na dworze już czekał na mnie Dylan z podobnym zestawem. Przeszliśmy na tył naszego domu, gdzie znajdowała się brama prowadząca do wyciągu narciarskiego. Było dość wcześnie, ale jeden z pracowników zawsze przychodził o takiej porze, by sprawdzić czy wszystko działa, tak jak powinno. Uśmiechnęliśmy się do niego milutko, tak jakbyśmy nadal mieli po trzynaście lat. Wjechaliśmy na górę po czym ruszyliśmy na kolejny wyciąg. Przy naszym domu znajdowała się górka dla amatorów. Żeby poczuć prawdziwą frajdę, trzeba było dostać się na sam szczyt. Widać było z niego całą okolice, w tym nasz niemały dom. Nasza mama prowadziła kurort, do którego przyjeżdżały głównie rodziny z dziećmi. Mieliśmy to do siebie, że w czasie ferii uczyliśmy maluchy stawiać pierwsze kroki na nartach. Ja prowadziłem młodszych, a Dylan starszych. Dzięki temu mogliśmy dostatecznie pomóc w prowadzeniu rodzinnego biznesu.
  Odetchnąłem zimnym górskim powietrzem i w końcu naprawdę poczułem się jak w domu. Bez zawahania wybraliśmy najtrudniejszą trasę. Urodziliśmy się w tym miejscu. Jazda na desce czy nartach była dla nas tak samo naturalna jak oddychanie. Uwielbiałem czuć śnieg pod butami i świst wiatru w uszach. Stając na samej górze miałem wrażenie, że mogę zdobyć cały świat. 
  Oboje lubiliśmy szybką jazdę. Strome i śliskie stoki nie były niczym strasznym, gdzie nie pomagała prędkość, tam ratowała nas technika. Pod tym względem łatwo można  było dostrzec w nas podobieństwo. Jednak z wyglądu nie było to tak oczywiste. Byłem dość niskim zadziornym, ale też i sumiennym chłopakiem. Miałem brązowe włosy i jasną karnacje, która dzięki Londyńskiej (nie)pogodzie nigdy nie przybierała ciemniejszych odcieni. Dylan był bardziej podobny do naszego ojca. Postawny, wysoki, z jaśniejszymi brązowymi włosami, w których pod słońce widać było rude przebłyski. Miał ładne szare oczy, takie jak moje, i serdeczny uśmiech.  Z charakteru też byliśmy różni. Zawsze zatrzymywałem swoje wszystkie uczucia i myśli w sobie, skupiałem się głównie na nauce, chodź czasem lubiłem wyjść gdzieś ze znajomymi. Mój brat lubił imprezy, miał dużo przyjaciół, dziewczynę... Ale mieliśmy też dużo cech wspólnych! Oboje mieliśmy dryg do uczenia się języków, kochaliśmy góry i dobre książki, a przede wszystkim ogromne znaczenie miała dla nas rodzina. Nie chodziło o to że wychowywaliśmy się bez ojca i szukaliśmy w sobie wsparcia, zdecydowanie nie. Po prostu znaliśmy się na wylot i rozumieliśmy się bez słów. 
  Po wykonaniu serii zjazdów byliśmy naprawdę zmęczeni, ale nie straciliśmy zapału. Zjedliśmy tylko przygotowane przez Dylana śniadanie i znowu pomknęliśmy do góry.


  Wróciliśmy do domu cali zgrzani. Już w progu ściągnęliśmy z siebie wierzchnią odzież. Zobaczyłem na korytarzu różne torby i sprzęt narciarski. To oznaczało jedno - przyjechali nowi goście. Cały ośrodek obejmował jedynie nasz dom. Na każdym z trzej pięter mieściły się również trzy apartamenty, różniące się od siebie wielkością. Razem z Mamą i Dylanem zajmowaliśmy poddasze. W piwnicy znajdowała się też siłownia i bawialnia dla małych dzieciaków.
  Zanieśliśmy cały sprzęt do magazynku i poszliśmy się wykąpać. Na górze znajdował się duży salon, połączony z małą kuchnią, chodź w ogóle nie była nam ona potrzebna. Przywykliśmy jadać na parterze, gdzie znajdowała się stołówka i kuchnia. Oprócz tego każdy domownik miał osobny pokój i łazienkę, przez co unikaliśmy wielu sprzeczek. 
  Ubrałem na siebie zwężane dresy i luźną granatową koszulkę. Ogarnąłem jeszcze mój pokój - pościeliłem łóżko i dałem przepocone ubrania do prania. Lubiłem mieć porządek w swoich rzeczach.
  Wyszedłem z pokoju i omal się nie wywróciłem, gdy koło mnie przemknął mój brat. Zaśmiałem się głośno, od zawsze był wielkim głodomorem. Przed wejściem wygładziłem ubrania i rozwiałem palcami włosy, chciałem zrobić dobre wrażenie. Znalazłszy się w jadalni zobaczyłem, że wszystkie stoliki były zajęte, a przy nich panowała przyjemna atmosfera. Uśmiechałem się do wszystkich po drodze do kuchni, wyłapując wzrokiem moich nowych podopiecznych. Przeszedłem przez metalowe drzwi z tabliczką "Dla personelu". Zobaczyłem jak mama razem z panią Darcy ostatecznie przyprawiają przygotowane potrawy. Dla niektórych jest to strasznie trudne przygotować posiłek dla tak licznej grupy, ale one to uwielbiały. 
  Podszedłem do mojej rodzicielki od tyłu i przytulając się do jej pleców, ucałowałem jej policzek. Była dość drobną kobietą z brązowymi oczami i kruczoczarnymi kręconymi włosami. Wyglądała niepozornie, ale jej wielkie serce sprawiało cuda. Nie było dla niej rzeczy niemożliwych. Zawsze była spokojna i wyrozumiała, mieliśmy naprawdę dobry kontakt.
 Możecie to chłopcy zanieść na sale?  zwróciła się do mnie i do Dylana, który właśnie wyszedł z magazynu ze zjedzonym do połowy jabłkiem. 
  Przytaknęliśmy i wspólnie przetransportowaliśmy wszystkie naczynia na sale. Stwarzaliśmy mały stół Szwecki, by każdy gość czuł się komfortowo.
 Gapi się na Ciebie  szepnął mój brat, gdy wracaliśmy i skinął głową, na stojący pod oknem stolik.

  Odwróciłem się subtelnie, dostrzegając pięcioosobową rodzinę. Oprócz dwójki rodziców, którzy swoją drogą wyglądali na bardzo bogatych i sztucznych ludzi, siedziała tam trójka dzieci. Najmłodsza z nich - brązowowłosa dziewczynka, wyglądająca na nie więcej niż pięć lat, starała się zwrócić uwagę jednego ze swoich braci, to właśnie on mi się przypatrywał. Miał ładną, opaloną cerę, jasne włosy i złote oczy. Kości policzkowe cudownie odznaczały się na chudej twarzy i z zadowoleniem przyznałem, że chłopak nie jest zbyt niski. Miał rozciągnięte barki, na pewno przez jakiś sport, i ładną sylwetkę. Odnalazłem jego wzrok i puściłem mu oko. Zarumienił się słodko i uparcie wpatrzył się w swojego brata. Był on totalnym przeciwieństwem pierwszego. Niski brunet ze słuchawkami w uszach. Patrzył na wszystko z góry i jednoznacznie dawał wszystkim do zrozumienia, że wolałby być zupełnie gdzieś indziej. Również był przystojny, ale brakowało mu tej egzotyczności. Wróciłem do kuchni z uśmiechem na ustach.
 Spodobał Ci się  bardziej stwierdził niż zapytał, stając przede mną z założonymi rękoma.
 Owszem  powiedziałem, poprawiając włosy.  Wygląda na miłego gościa.
 Wiesz że nie chce abyś cierpiał. Znowu...
Westchnąłem ciężko. Mój ostatni związek nie skończył się zbyt dobrze. Związałem się z dość zaborczym palantem, który zdradzał mnie na prawo i lewo, a ja udawałem że tego nie zauważam. Byłem głupi.
 Nie jest ani trochę podobny do Deana. Poza tym, chce go tylko bliżej poznać, nie masz się o co martwic braciszku.
Jeszcze chwilę patrzył na mnie z troską, ale szybko zmienił wyraz twarzy.
 Po obiedzie spotykam się z Jenny, idziemy na spacer. Może chcesz się przyłączyć?
Genny była zarówno dziewczyną mojego brata, jak i moją przyjaciółką. Często wychodziliśmy gdzieś razem, ale starałem się to ograniczać. I ja i oni potrzebowaliśmy czasem chwili dla siebie.
 Nie, dzięki. Pójdę poznać dzieciaki i może dowiem się coś więcej o nim.

  Dylan przytaknął i podał mi talerz z jedzeniem. Weszliśmy do jadalni i zajęliśmy mały stolik, stojący z boku. Po chwili dołączyła do nas mama wraz z panią Darcy. Jedliśmy posiłek, rozmawiając wesoło. Wszyscy cieszyliśmy się tą chwilą, gdyż nie często z Dylanem byliśmy w domu. Oboje studiowaliśmy za granicą, ja w Londynie, a mój brat w Paryżu. Byłem na filologi angielskiej, miałem łatwość do przyswajania języków, a we wcześniejszych latach nie znałem go tak dokładnie. Goście przyjeżdżali do nas głownie z Niemiec, Francji czy Hiszpanii, dopiero niedawno zaczęli się pojawiać ludzie z dalszych regionów. Był to już mój drugi rok nauki i mogę śmiało powiedzieć, że nie żałuje swojej decyzji. Dylan za to wybrał sztukę współczesną. Miał dobre oko, talent i interesował się tym, co pozwalało mu się wciąż rozwijać. Tak duża odległość między naszym domem była uciążliwa. Ceniliśmy rodzinę, ale mogliśmy wracać do domu jedynie na przerwę letnią i świąteczną, którą wydłużaliśmy maksymalnie.
  Po kilkunastu minutach ludzie zaczęli wychodzić. Rzuciłem jeszcze okiem na oddalającego się blondyna. Mogłem teraz dokładnie ocenić jego figurę. Był chudy i dość wysoki, wyższy ode mnie. Miał długie, ładne nogi i wąską talie. Potrząsnąłem, odrywając niepotrzebne myśli, za dużo sobie wyobrażałem.
  Podziękowałem za posiłek i zacząłem zbierać brudne naczynia ze stolików. Nie miałem konkretnych planów na popołudnie, dlatego zaoferowałem, że posprzątam całą sale, co moja rodzina przyjęła z wdzięcznością. Każdy miał lepsze rzeczy do roboty.
  Zostałem sam, ścierając powoli bród ze stolików. Lubiłem przebywać w domu. Nawet taka prosta czynność sprawiała mi radość w tym miejscu. Mimo że łatwo nawiązywałem znajomości, to oprócz mojej rodziny, nie miałem z kim szczerze porozmawiać o moich marzeniach, pragnieniach czy lękach. Wszystko dusiłem w sobie, co stawało się coraz bardziej uciążliwe. Jedynie Genny znała mnie na wylot, ale od czasu gdy zaczęła się spotykać z Dylanem, poświęcała czas jemu, nie mnie. Oczywiście nie miałem jej tego za złe, byli naprawdę dobraną parą. Czasem zazdrościłem im tego. Sam nie potrafiłem nikogo znaleźć, a większość moich poprzednich związków nie trwała dłużej niż dwa czy trzy miesiące. Odetchnąłem zmęczony swoimi myślami i starałem się je wyrzucić z głowy.
  Zszedłem do piwnicy, prosto do sali dla dzieciaków. W pomieszczeniu znajdowało się mnóstwo zabawek, gier czy książek, w skrócie wszystko o czym każde dziecko marzy. Oprócz tego, w dalszej części, znajdował się barek dla dorosłych, gdzie można było zrobić sobie kawę i herbatę, a także przygotować szybki posiłek. Dodatkowo były jeszcze wygodne kanapy i fotele, z których można było pilnować dzieciaków.
  W środku zastałem dość liczną grupę. Wszystkich maluchów było razem dwanaście, ale z zadowoleniem przyznałem, że na stoku będę opiekować się tylko czwórką z nich. Wszedłem w centralny punkt ich zabawy i przedstawiłem im się. Lubiłem w dzieciach to, że potrafią tak łatwo nawiązać kontakt pomimo, że nie mówią tym samym językiem, czy mają inny kolor skóry. Niektórzy dorośli powinni się od nich uczyć.
  Wszyscy szybko mnie zaakceptowali i włączyli do gry. Wśród nich była brązowowłosa dziewczynka, ta która siedziała wraz z interesującym blondynem przy stoliku. Mała miała na imię Chloe i była strasznie słodka, nie potrafiłem jej odmówić kolejnych zabaw.
  Po półtorej godzinie byłem naprawdę zmęczony. Zrobiłem sobie herbatę i usiadłem obok, na miękkim fotelu. Ze zdziwieniem zauważyłem, że na oddalonej kanapie, siedział jeden z braci Chloe. Brunet był zapatrzony w swojego smartfona, a przez słuchawki w uszach nic do niego nie docierało. Włosy opadały mu na oczy, a on cały czas próbował je ułożyć. Było to dość urocze, jednak nie czułem nic szczególnego. Był zbyt podobny do mojego byłego, co dostatecznie mnie odpychało. Chłopak nerwowo patrzył na zegarek, wystukując jakąś melodie palcami.
  W pewnym momencie do pomieszczenia wpadł blondyn. Jego jasne włosy były jeszcze mokre,co w połączaniu z zarumienionymi policzkami i złotymi, błyszczącymi oczami, stwarzało naprawdę piękną całość. Zakłopotany rozglądał się po sali. Gdy tylko Chloe go zobaczyła, odłączyła się od zabawy i rzuciła mu się w ramiona.
 Nareszcie  warknął brunet, który ściągnął słuchawki i podszedł do rodzeństwa.  Miałeś tu być piętnaści minut temu!
Piękny brytyjski akcent. Oznaczało to tylko tyle, że musieli być rdzennymi anglikami, co niezmiernie mnie ucieszyło.
 Przepraszam  odparł skruszony chłopak.  Musiałem jeszcze coś zrobić.
 Następnym razem pilnuj czasu  syknął i uderzył blondyna z barka, po czym wyszedł.
 Powiało chłodem  mruknąłem, przykuwając uwagę rodzeństwa.
 Idź do dzieci  polecił dziewczynce, która bez gadania wróciła do zabawy.
 Przepraszam za niego, jest troszkę nerwowy  zwrócił się do mnie.
 To nie ty powinieneś tu przepraszać i na pewno nie mnie  mruknąłem, popijając herbatę.  Jestem Jared.
Blondyn ujął moją wyciągniętą dłoń i z uśmiechem powiedział:
 Cody.
Chłopak usiadł na drugim fotelu i zapatrzył się na swoje buty.
 Skąd jesteście?  spytałem, chodź miałem już swoje podejrzenia.
 Mieszkamy w Londynie w dzielnicy Knightsbridge.
Przyznam że zrobił na mnie wrażenie. To było uosobienie bogactwa, szyku i klasy. Każdy chciał tam mieszkać, albo mieć kontakty w wyższej klasie.
 Ty mieszkasz tutaj, prawda?  Podniósł na mnie złote zaciekawione oczy, przez które nie mogłem skupić się na pytaniu.
 Nie do końca. Studiuje filologie angielską na UCL*, dlatego większość czasu spędzam w Anglii.
 To słychać, twój angielski jest świetny. Nie rozpoznałbym w Tobie Włocha.  Uśmiechnął się.
 Grazie**.  Odwzajemniłem uśmiech i napiłem się herbaty.

  Rozmawialiśmy bardzo długo. O swoich przyzwyczajeniach, zwyczajach czy pasjach. Oboje byliśmy zrelaksowani i nie wiedzieliśmy, kiedy ten czas tak szybko zleciał. Koło godziny 19 pokój zaczął pustoszeć. Cody razem z Chloe również wyszli, gdyż dziewczynka była już śpiąca. Odczekałem jeszcze chwile, aż ostatnie dziecko poszło na górę i zacząłem sprzątać zabawki. Mimo że tego dnia nie robiłem nic nadzwyczajnego, czułem się bardzo zmęczony. W żółwim tempie zbierałem wszystkie klocki i kredki, porozrzucane po podłodze.
  Nagle do pokoju wrócił Cody, z tajemniczym uśmiechem na ustach.
 Zapomniałeś czegoś?  mruknąłem, starając się nie ziewać.
 Nie zostawiłbym Cie z takim bałaganem.
Przytaknąłem tylko i dalej układałem zabawki. W końcu, gdy wszystko ogarnęliśmy, mogliśmy wracać.

  Gdy znaleźliśmy się na jego piętrze, chłopak stanął przy drzwiach i uśmiechnął się do mnie.
 Dziękuje za wszystko  powiedziałem, opierając się o ścianę.
 Nie ma za co, ciesze się że mogłem pomóc. Poza tym, spędzanie z Tobą czasu jest dla mnie przyjemnością.  Cody zarumienił się słodko, co tylko spotęgowało przyjemne uczucie w moim brzuchu.
 Do zobaczenia jutro na stoku, dobranoc  powiedziałem wesoło i zacząłem wspinać się po schodach na swoje piętro.
 Śpij dobrze.  Usłyszałem jeszcze, po czym blondyn zniknął za drzwiami.
Przygryzłem dolną wargę powstrzymując głupi uśmiech cisnący się na moje usta. Chłopak zawrócił mi w głowie.



* UCL - University College London 
** Grazie - dziękuje 

1 komentarz:

  1. Witam,
    Jared miał kompletnego pecha jeśli chodzi o partnerów, ale może Cody coś zmieni....
    Dużo weny życzę Tobie...
    Pozdrawiam serdecznie Basia

    OdpowiedzUsuń